27 września 2014 roku o godz. 12.00 w podziemiach kołobrzeskiego ratusza zostało otwarte prywatne muzeum Patria Colbergiensis. Brałem udział w jego tworzeniu i pracowałem przy tym projekcie przez kilka miesięcy 2014 roku. Od tego czasu upłynęło już 5 lat.
Jakieś 200 przepracowanych godzin, całe popołudnia i wieczory spędzone w ciemnej i wówczas jeszcze wilgotnej piwnicy. Ale idea napędza oczekiwania, a oczekiwania wymagają starań. I tak we współpracy z grupą ludzi pracowaliśmy, aby powstało dzieło, które będzie początkiem nowej historii, nowych możliwości i nowych projektów. Założycielem muzeum jest Robert Maziarz. Byłem chyba jedyną osobą, która miała wpływ na kierunek prac realizowanych w 2014 roku. Robert to osoba uparta, do której argumenty natury logicznej nie docierały. Gdy w muzeum pojawiały się kolejne eksponaty z kolekcji założyciela, tłumaczyliśmy, że to nie może być misz masz, że muzeum to nie półka w domu, że ludzie, którzy będą to muzeum odwiedzali, mają poznać historię Kołobrzegu, a nie przyjdą zobaczyć założyciela muzeum i jego kolekcję czy jej wycinki. Nigdy nie zapomnę, gdy po wielu naleganiach, Robert skapitulował i zgodził się podpisać eksponaty, także mapy, plany i inne druki. Jaka to była radość. A gdy udało mi się go namówić, żeby na kartuszach opisać epoki historyczne, żeby ludzie widzieli, o czym jest mowa, jedna z wolontariuszek rzuciła mi się na szyję, wyściskała i powiedziała: "jesteś wielki". Z tym zespołem ludzi pracowało się naprawdę świetnie. Przy whisky w piwnicy planowaliśmy dalsze projekty, muzeum otwarte na idee, dyskusje i różne spojrzenia, muzeum, które będzie żyć wymianą opinii, czego w Kołobrzegu brakowało.
Dziś przejrzałem moje archiwum, w którym mam tylko jedno zdjęcie z czasów powstawania Patria Colbergiensis, na którym jestem i ja. To przypadkowe odbicie mojej postaci podczas robienia zdjęcia z prezydentem Januszem Gromkiem i założycielem Robertem Maziarzem. Patrząc na to, uświadomiłem sobie coś, czego wówczas nie dostrzegałem, że to muzeum powstawało nie dla rozwoju badań nad historią Kołobrzegu, ale nad promocją jednej osoby: Roberta Maziarza. Tak przynajmniej uważam. Dość szybko po otwarciu muzeum okazało się, że jest to miejsce, w którym brylować może założyciel muzeum pośród swoich przyjaciół i słuchaczy. Kolejne tygodnie zmieniły wersję historii, że oto muzeum własnymi rękami wzniosła jedna osoba. Sztab wolontariuszy, którzy ciężko pracowali, nagle wyparował.
Przy muzeum miała powstać fundacja, której miały zostać przekazane zbiory założyciela. Dziś, to prywatne muzeum jest wydmuszką z wielkim depozytem założyciela. Na czele muzeum miał stanąć znakomity historyk, ktoś, kto zna historię Kołobrzegu, ma dorobek naukowy w tym zakresie. Tyle, że chętnych nie było, a dyrektorem została pani, która była m.in. sekretarką dyrektora Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, bez dorobku. A wreszcie, okazało się, że w muzeum można realizować tylko projekty, które wymyśli jego założyciel. I gdy powstał projekt "Śladami 1 Pułku Piechoty", którego jestem autorem, a który od początku Robert Maziarz poznał, ruszyliśmy na badania do Parku Aleksandra Fredry wszyscy: organizacje pozarządowe, pasjonaci, Muzeum Oręża Polskiego. Przyjechał i Robert Maziarz. Wysadził swojego dyrektora i pojechał, z nikim się nawet nie witając. To pokazało dobitnie, po co muzeum powstało i do czego służy. Muzeum jednego aktora. Przykre. Co bardziej smutne, kilka miesięcy później, ten sam Robert Maziarz obwieścił poszukiwania żołnierzy 1 pp i obozu polskiego w Lesie Kołobrzeskim. To miał być oryginalny projekt Patria Colbergiensis, a był kopią projektu pasjonatów. Tak to, w podziękowaniu za udział w tworzeniu muzeum, dokonano nieuprawnionego przywłaszczenia mojego pomysłu i idei prowadzonych badań. Dyskusję naukową i wymianę poglądów zastąpił nieustający stos oskarżeń i pretensji. Krzyk fanatyków i anonimowe komentarze w internecie słychać po dziś dzień. Mieliśmy współpracować, ale wygrały prywatne ambicje i parcie na szkło. Nie przypominam sobie, aby to była funkcja muzeum. To tak z perspektywy minionych 5 lat.
W muzeum w ratuszu pozostał nasz jeden ślad. Na kartuszach znajduje się logo portalu Twierdzakolobrzeg.pl, który współprowadzę. Chociaż tyle...